wtorek, grudnia 14, 2010

czasami

wiem, że sama wielokrotnie powtarzam zdanie- że ludzie czasem się rozstają.
i chyba jedyna książka grocholi jaka mi się podobała- to było – przegryźć dżdżownicę.

chociaż przecież nie można wchodzić w żadne relacje- z założeniem, że kiedyś się skończą,
że kiedyś miną.
ja strasznie bardzo chcę wierzyć, że są rzeczy, które zawsze na zawsze będą.
choćby się zmienił cały świat….

i ciągle wraca do mnie stare zdanie z listu:
przyjaciel to człowiek, który w pewnym momencie coś w tobie zapalił,
a potem mogliście się rozejść. mówisz mu „adieu”, czyli do spotkania – w bogu.
spotkanie z człowiekiem w najgłębszym wymiarze jest jednocześnie
i powitaniem, i pożegnaniem.


tylko, że ja nigdy nie pamiętam, i nie chcę się tego nauczyć,
że powitanie jest nierozerwalnie związane z pożegnaniem.

choć niestety to widać najczęściej w spotkaniach po latach- że mimo całej sympatii,
gdzieś coś po drodze zginęło.
a czasem ktoś po prostu wstaje od stołu, po skończonej partii chińczyka
- i już nie siada do rewanżu.
i nie ma kolejnej rozgrywki.
a przecież życie nie jest grą.
nie chcę, żeby rzucało mi karty to powitań, to jokera pożegnań.

mimo wszystko- dla mnie- to jest tak, że wszystko zawsze, na zawsze będzie.
nawet- gdyby się zmienił cały świat.

* * *

0 komentarze:

Prześlij komentarz