wtorek, grudnia 21, 2010

dear....

;-)

as usual ;-)

środa, grudnia 15, 2010

pampero

bo pampero winds, ostatnimi czasy,
też wieją- nie tędy...

wtorek, grudnia 14, 2010

czasami

wiem, że sama wielokrotnie powtarzam zdanie- że ludzie czasem się rozstają.
i chyba jedyna książka grocholi jaka mi się podobała- to było – przegryźć dżdżownicę.

chociaż przecież nie można wchodzić w żadne relacje- z założeniem, że kiedyś się skończą,
że kiedyś miną.
ja strasznie bardzo chcę wierzyć, że są rzeczy, które zawsze na zawsze będą.
choćby się zmienił cały świat….

i ciągle wraca do mnie stare zdanie z listu:
przyjaciel to człowiek, który w pewnym momencie coś w tobie zapalił,
a potem mogliście się rozejść. mówisz mu „adieu”, czyli do spotkania – w bogu.
spotkanie z człowiekiem w najgłębszym wymiarze jest jednocześnie
i powitaniem, i pożegnaniem.


tylko, że ja nigdy nie pamiętam, i nie chcę się tego nauczyć,
że powitanie jest nierozerwalnie związane z pożegnaniem.

choć niestety to widać najczęściej w spotkaniach po latach- że mimo całej sympatii,
gdzieś coś po drodze zginęło.
a czasem ktoś po prostu wstaje od stołu, po skończonej partii chińczyka
- i już nie siada do rewanżu.
i nie ma kolejnej rozgrywki.
a przecież życie nie jest grą.
nie chcę, żeby rzucało mi karty to powitań, to jokera pożegnań.

mimo wszystko- dla mnie- to jest tak, że wszystko zawsze, na zawsze będzie.
nawet- gdyby się zmienił cały świat.

* * *

poniedziałek, grudnia 13, 2010

w drodze

czasami zapominam o tym, że szczęście jest tylko drogą, a nie celem
i przeznaczeniem samym w sobie.
zwłaszcza trudno mi pamiętać o tym- w chwilach, kiedy zdarza się coś, co staje mi na mojej drodze, co wydaje się burzyć porządek rzeczy.
lubię swoje poukładanie, lubię swoich myśli uczesanie, a jednak zdarza się czasem,
że przychodzą różne zawieje i zamiecie, które wprowadzają nieład w to moje poukładanie.

ostatnio tydzień, właściwie ostatnie dwa tygodnie upłynęły mi na ogarnianiu wszystkich zmian.
i choć czuję, że nadal wiele rzeczy nie udało mi się odłożyć na właściwe miejsce- sądzę, że powoli zaczynam ogarniać całość.

ostatnie dwa tygodnie upłynęły mi także pod znakiem różnych spotkań- po latach, które jak to w takich sytuacjach bywa wiążą się też z różnego rodzaju podsumowaniami- co było, co jest, co minęło.

przy okazji spotkania z m. – przypomniało mi się, że to właśnie m. zawdzięczam poznanie i fascynację pewnym zespołem, pewnym rodzajem muzyki- który miał być moim never ever- a stał się evergreen.
a spotkanie to- było także właśnie takim spotkaniem rachunkowym- kiedy przyszło nam spojrzeć jak daleko odeszliśmy od naszych dawnych marzeń, jak zupełnie inaczej potoczyły się nasze losy
- na drodze szczęścia.
inaczej- niż to sobie kiedyś wyobrażaliśmy, i chyba inaczej niż tego chcieliśmy.

i w pierwszej chwili w takich sytuacjach pojawia się myśl- że nie tak, zupełnie nie tak miał wyglądać świat.

a jednak- mimo wszystko- nie możemy nie zauważyć
- że przecież i w tej inności jest jakiś porządek rzeczy, spraw, świata.

choć trudno tak naprawdę patrzeć w tył- i widzieć siebie z burzą innych pomysłów w głowie,
a posiadać obecne całkiem nowe.

kiedyś chciało się inaczej, stopy poszły inną drogą- teraz już zawracać nie będę.

być może- szczęściem będzie to- że można iść dalej, przed siebie, w kolejne światy.

***
serce inaczej chcialo,
stopy szły z trudem - nie tędy.
gdybym dawniej wiedziała.....gdybym wówczas umiała !
......teraz już zawracać nie będę.
brnę dalej, bo inaczej nie umiem...

zamiast modlitwy
kazimiera iłłakowiczówna

czwartek, grudnia 02, 2010

znowu

znowu pewne wydarzenia popsuły mi zen.
chociaż powracając w lipcu na bloga- wcale nie było tak idealnie, jak miało być.

tymczasem znowu zaliczam spadek formy, karmy,
i takich tam.

a sądziłam, że uda mi się ogarnąć, że będzie coraz więcej na plus,
już znowu zaczęłam myśleć troszkę radośniej:



kilka miesięcy temu- takie układanie różnych rzeczy połączyłam z odpoczywaniem od różnych różności.
tym razem: odłożę na zaś, na bok- różne prywatności
- zawsze miałam dystans do pewnych spraw, do siebie, do innych- w moim przekonaniu odpowiedni dystans,
stąd- tym bardziej za słuszne uważam- odłożenie prywatności na bok,
skoro i tak ich nie było zbyt wiele- teraz to odłożenie posłuży mi
w próbach poskładania kilku rzeczy w jedną całość- bez dodatkowych komentarzy.

* * *
plastry i skaleczenia są tylko intencjonalne.
w sensie: jeszcze nie udało mi się np. złamać ręki tej zimy ;-)

wiem, że mam kilka zaległych wpisów na temat kościoła- pewnie kiedyś się pojawią.
nadal- mam zamiar publikować książkowe podsumowania miesiąca/roku.
być może pojawią się też spektakularne sceny z życia korpo