wtorek, listopada 30, 2010

książkowo mi

i listopad.

Lp. Autor Tytuł Ilość stron
1. schlink bernard- coraz dalej od miłości, 229
2. ketchum jack- dziewczyna z sąsiedztwa, 300
3. follett ken- człowiek z petersburga, 302
4. masterton- śmiertelne sny, 302
5. masterton- krzywa sweetmana, 356
6. koontz- odwieczny wróg, 340
7. koontz- ziarno demona, 150
8. koontz- klucz do północy, 342
9. kellerman- bomba zegarowa, 413
10. chmielewska- krokodyl z kraju karoliny, 250
11. chmielewska- porwanie, 367
12. 42 listy miłosne, 307
13. follett- na skrzydłach orłów, 396
14. follett- wejść między lwy, 319
15. follett- filary ziemi t.1, 463
16. follett- filary ziemi t.2, 574
17. follett- filary ziemi t.3, 478
18. follett- noc nad oceanem, 459
19. follett- niebezpieczna fortuna, 520
20. follett- pod ulicami nicei, 157
21. follett- uciekinier, 396

suma stron: 4548
* * *
całość: 163 książki, 50622 strony..

czwartek, listopada 25, 2010

światło


kiedyś namiętnie kolekcjonowałam świeczniki.
sądziłam, że najważniejsze jest to, by zawsze mieć światło.
sądziłam, że takie światło przełoży się na to- że w każdym aspekcie życia zapanuje jasność.

dzisiaj- z uwagi na minimalizm, oraz inne zdarzenia
- pudło ze świecznikami stoi w piwnicy.

i nie wiem czy kiedykolwiek jeszcze do niego powrócę.
(choć kilka egzemplarzy ma charakter kolekcjonerski).

ale co innego jest mi teraz światłem.

* * *
choć nie zamierzam przestać wierzyć, że bliskość jest najważniejsza,
że to ona jest najważniejszym budulcem relacji.

i że - choćby nie wiem co się działo- najważniejsza jest obecność.

wtorek, listopada 23, 2010

a ja

a ja co najmniej od tygodnia
nie zapisałam nic w moleskinie.

chociaż: dzieją się różne rzeczy,
niektóre pewnie warte zapamiętania.

poniedziałek, listopada 22, 2010

* * *

я-то знаю, как другие
смотрят в эти роковые,
слишком темные зрачки.
* * *

tylko ja wiem, jak to inni,
ciągle patrzą w nieszczęśliwe,
ciemne punkty w twoim oku.

(Arsienij Tarkowskij)

sobota, listopada 20, 2010

...

próbuję sobie przypomnieć kiedy po raz ostatni nosiłam męską koszulę.

i pod wpływem tych rozważań i innych impulsów,
zupełnie nie minimalistycznie kupiłam dzisiaj planszę do go.
mimo, że w go grać zdecydowanie nie umiem...

ale to od długiego już czasu- pierwsza nowa rzecz u mnie,
która intencjonalnie odnosi się do dwóch osób.

zobaczymy, czy uczyć się, a potem grać- będziemy we dwoje.
(jeżeli spotkamy się oboje)

piątek, listopada 19, 2010

chcąc zobaczyć- patrzę

to w mitologii greckiej stoi, że temida wydawała sądy – mając zasłonięte oczy
i na szale sprawiedliwości kładąc według uznania argumenty.

często- zastanawia mnie, dlaczego chcąc coś zobaczyć- po prostu na to nie popatrzymy.

przyjrzyjmy się przede wszystkim istocie kapłaństwa, tego sakramentu- co jest jego materią.

dla mnie- istotą kapłaństwa jest posługa duchowa.
tak, wiem, że ksiądz to też człowiek- sama używam często tego argumentu- choć nie oznacza to,
że bronię tutaj najprzeróżniejszych księżowskich zachowań.
ksiądz to też człowiek- ale bardziej na cenzurowanym.

spotkałam takich księży, wobec których musiałam się naprawdę przemóc, żeby choćby powiedzieć im dzień dobry, nie zgrzytając przy tym zębami (no bo w końcu jestem dobrze wychowana).
spotkałam takich pastorów, zachwycających postawą, zachowaniem, wiernością swojemu wyznaniu.

ale jak to jest z naszą wiernością?

dlaczego wydaje nam się oczywiste, że wierność przysługuje tylko małżonkom?

a ja mówię- że wierność małżeńska dla mnie niczym się nie różni od wierności złożonym ślubom
i trwaniu w czystości celibatu.

ślub bierzemy na dobre i złe, na każdy dzień tygodnia, na święta. na czas burz i niepogody.

i podobnie składane są śluby czystości- także na dobre, i złe, na każdą chwilę życia…

przychodząc do kapłana- przychodzimy do człowieka- ale pełniącego specyficznego rodzaju posługę.
do człowieka, który odkłada na bok wszystko- by służyć nam wsparciem, mądrością, siłą ducha, wyznaniem wiary.
uważam, że w takiej sytuacji, w takich okolicznościach nie ma miejsca na aspekty fizyczne
- w sensie w relacji kapłan-wierny.

bo czym innym wg mnie- rozwój religijny i duchowy pary, a czymś innym jest udanie się do kapłana
- ojca i pasterza, w sprawie posługi duchowej.

ja wiem, że tak łatwo mówić, że ksiądz nie powinien pouczać o tym jak żyć w małżeństwie, czy w rodzinie.
ja wiem, że tak często różni ludzie ostatnimi czasy krzyczą, że nie chcą, aby kościół wtrącał im się w życie.
ale zadaniem kościoła jest także troska o wiernych, która wyraża się poprzez nauczanie.

i jakże wydaje się być oczywistym- że taka troska, takie nauczanie – powinno być głoszone przez osoby
o tak jasnej, określonej – i nie pozostawiającej miejsca na dywagacje postawie moralnej- jaką daje celibat.

a oto słowa osoby, znacznie mądrzejszej ode mnie:
nasi bracia i siostry żyjący w małżeństwie mają prawo oczekiwać od nas, kapłanów i duszpasterzy, dobrego przykładu i świadectwa dozgonnej wierności powołaniu, które my wybieramy poprzez sakrament kapłaństwa, tak jak oni przez sakrament małżeństwa.

***
z prywatnych historii i zdarzeń.
najmądrzejsze zdania i słowa – na temat relacji, zwiąków- usłyszałam wiele lat temu od pewnego księdza, dokładnie od ojca gracjana.
i przyznaję- że w pierwszej chwili się nie zgodziłam z jego zdaniem.
i nie zgadzałam się tak z tymi słowami przez kolejnych kilka lat, aż przyszłam i powiedziałam-
padre, to ojciec ma słuszność.

***
z innych zdarzeń i obserwacji:
obecność strony fizycznej w małżeństwie nie jest gwarantem wierności. niestety.

czwartek, listopada 18, 2010

jestem na tak

właśnie się zorientowałam, że nie myśląc mało wiele ostatnimi czasy wywaliłam z komputera encyklopedię religii pwn.
encyklopedia dobra rzecz- zwłaszcza, gdy miałam zamiar się nią posiłkować w tym temacie.

tak czy siak- nurt historyczny, i inne źródła- zostawiam sobie na zaś.

a dzisiaj tylko parę zdań o tym, jak ja to widzę.

osobiście jestem ZA celibatem z różnych względów.

powiedzmy to sobie wprost- ksiądz ma być mi pasterzem, ojcem duchownym, kierownikiem.
a nie facetem do ewentualnego wyrwania.
po drugie- nie ma miejsca wtedy na to, że ze zmartwienia, czy troski zwierzy się żonie,
a żona przyjaciółce przy kawie…
po kolejne- studia trwają trochę czasu- więc naprawdę jest kiedy się zastanowić nad własnym wyborem, zważywszy, że na studia idą dorośli ludzie.
wiem, że wiek nie stanowi o dojrzałości, no ale niestety- jakąś granicę wiekową owej dojrzałości trzeba przyjąć- i wygląda to tak, a nie inaczej- że taki 18 letni człowiek może już o sobie stanowić.

poza tym- dla mnie celibat- nie różni się niczym od wierności w małżeństwie.

zastanawiam się, czy ci, którzy tak ostro występują przeciwko celibatowi, równie głośno- występują przeciwko prawu do niewierności w małżeństwie.
a trzeba zauważyć, że często gęsto- ludzie szybciej decydują się na małżeństwo, jako jedyne przygotowanie religijne mając kurs przedmałżeński- gdy studia w seminarium trwają 6 lat,
i są jednym wielkim przygotowaniem do takiej drogi życia.

aż nie mogę się oprzeć, by użyć podwórkowego tekstu, a jednak – jak dla mnie pasującego tutaj-
czyli: widziały gały co brały.

***
argumentu w stylu- powrotu do źródeł-omijam szerokim łukiem. bo taki powrót
do źródeł nie jest niczym innym jak odrzuceniem dwóch tysięcy lat historii kościoła, nauczania, i cofnięcie się do punktu wyjścia, do źródeł najprzeróżniejszych herezji.

w kwestii z pogranicza dogmatów i innych takich- przypominam, że kościół idzie swoim tempem z duchem czasów. naprawdę. wystarczy sobie popatrzeć jakie ogromne zmiany nastąpiły w kościele w ostatnich latach. a jednak- nie odchodzi od najważniejszego nauczania, nie stawia wszystkiego na głowie
- choć się zmienia, choć ewoluuje, przez co widać, jak i czym żyje.

w kwestii z pogranicza kanoniczności- przypominam o wyznaniu wiary. obowiązującym wyznaniu wiary. czyli o artykułach zawartych w liście apostolskim ad tuendam fidem.
oto jeden z nich, który brzmi tak, a nie inaczej, czyli:
wiarą boską i katolicką należy wierzyć we wszystkie prawdy dotyczące wiary i obyczajów,
które magisterium kościoła podaje w sposób ostateczny.


nad argumentami w stylu potrzeb fizycznych- w ogóle nie zamierzam się pochylić. i właściwie jakby ktoś usłyszał kilka propozycji łóżkowo-romansowych od przedstawicieli wyzwań wyzwolonych- też chyba odrzucił by taki argument. nikt (chyba) nie chce być traktowany przedmiotowo.

poza tym- naprawdę nie ma problemu z ewentualnym wyzwoleniem się z kajdan i ograniczeń kościoła rzymskiego.

* * * mały update

i tak się tylko zastanawiam- co dalej?
zniesiemy celibat, i co dalej?
czyżby kolejną rewolucją miało być równouprawnienie w kościele
- i dla odmiany będziemy postulować o mężów dla sióstr zakonnych?

już się nie mogę doczekać! ]:-)
yeah right!

wtorek, listopada 16, 2010

amulet

wytnij we mnie amulet
pierwszego słowa tak
żeby przez moją skórę
przefrunąć mógł jak ptak

ziemi słońca i chmury
czasu nocy i dnia
wytnij we mnie amulet
twego oddechu ślad

sprowadź na mnie godzinę
każdą dobrą i złą
a odkryję nowinę
gdy uchylisz swą dłoń

gdyby były same piękne chwile
nie wiedziałbym że żyłem

* * *
a ja - na przekór czasem losom złym
- chcę pamiętać przede wszystkim piękne chwile.
nie dam się pokonać czarnym myślom.
ani złym wspomnieniom- choć i takie bywają.
ale dobrze, że zdarzają się, gdzieś tam daleko,
czasem poza mną, w innym świecie.
i odpływają, cofają się jak fale.

bo przez skórę tylko ciepło chcę czuć.

choć wiem, że to dzięki tamtym czarnym chwilom nauczyłam się rozpoznawać to, co jest jasnością.

* * *

poniedziałek, listopada 15, 2010

nie bardzo wiem...

nie bardzo wiem, jak pisać do ciebie, drogi mężu, gdyż jesteśmy oboje prawdopodobnie niepiśmienni.
w rzeczywistości etruskowie też być może jeszcze nie wpadli na to, jak się pisze.

ale tęsknię za tobą bardzo i wierzę, że list miłosny da się wysłać, nawet jeśli nie może być napisany,
ani przeczytany, o ile ta miłość jest wystarczająco silna.

42 listy miłosne, ursula k. le guin

jak to...

zdjęcie jest przykładem jak to drzewiej bywało,
jak kiedyś- w przybliżeniu wyglądał mój książkowo-biblioteczny misz masz.

minimalizm pozwolił mi zapanować nad chaosem.
poza tym- znacznym ułatwieniem było dla mnie to, że jak wiadomo
- na co dzień najczęściej użytkuję ebooki.

teraz, na półkach króluje moja apodyktyczność ;-)
bo w końcu mogłam ułożyć sobie wszystko tematycznie- na jednej półce są arcydzieła antyczne,
na innej prawo, na trzeciej inne tematyczne- powiązane ze studiami, które chcę przeczytać.

przyznam szczerze, że nie wierzyłam, iż uda mi się kiedykolwiek opanować moje wcześniejsze książkowe szaleństwo.
a proszę, oto jednak otarłam się o zen.

nie wpisałam na swoją listę 100things wszystkich książek.
chociaż wpisałam kilka kolekcji- jako jeden komplet.

minimalizm sprawił, że udało mi się uporządkować w jakimś stopniu czytelnicze plany,
stały się one teraz bardziej określone, nie trzymam całego regału książek na zaś,
jak to kiedyś bywało.

nadal jednak pozostawiam rzeczy- do których wracam.
jestem także na etapie uzupełniania sobie agathy christie- mam zamiar poświęcić jej jedną półkę.

i po tak długim okresie ascetycznym, z dala od jakichkolwiek księgarni,
ostatnio nabyłam 42 listy miłosne
choć od razu przyznaję, że nabyłam je pod wpływem impulsu, dla przyjemności.
i nie pójdą za tym zakupem- żadne 2 out.

piątek, listopada 12, 2010

sex jak sussex

historia średniowiecznej anglii, fakultet nieco przysypia. profesor:
- a teraz proszę uważać, będzie o seksie.
podnieśliśmy głowy, a prof.:
- anglia była podzielona na essex, sussex, wessex i inne, ale to już państwa nie zainteresuje....


korpo też czasem plotkuje, czasem zdarzają się sceny jak z susSEX.

scena numero uno:
ma przyjechać do nas gość z usa.
chris, wzrost- jedyne 190 cm.
i trzeba gdzieś gościa położyć w jakimś hotelu. 190cm to jest jednak słuszny wzrost.

wydzwaniamy hotele:
my: dzień dobry. chcielibyśmy się dowiedzieć jakie największe łóżka państwo w swoim hotelu mają....
recepcja: o.0, wtf ....???
my: a bo, no bo.... bo my mamy wysokiego gościa, którego musimy gdzieś położyć spać...

(po kilku takich rozmowach - wpadłam na pomysł, że trzeba zwyczajnie wydzwonić drużynę koszykarską, i dowiedzieć się gdzie oni kładą najczęściej gości.)

po drugie primo


od nas ma ktoś gdzieś pojechać.
w sensie w inne miejsce pracy, w jakimś tam celu.
i się dopytuje czy na miejscu dostanie wszystkie dodatkowe rzeczy.
(podstawowy sprzęt - koleś zabiera ze sobą)
zważywszy, że praca w terenie- dopytuje się, czy na miejscu dostanie coś przeciwdeszczowego, w razie gdyby.

my: że jasne, i oczywiste, że tak.
potem pchamy sprawę dalej, że koleś ma takie zapytanie/zachciewajkę.

dostajemy odpowiedź: że skoro się upiera, to niech mu będzie, że dostanie.
pytanie dnia: jaki rozmiar.

odpowiedź: owszem nie wiemy. nikt się nie zdecydował wydzwonić kolesia z tekstem,
że no nie ma sprawy, ale tak przy okazji jaki masz rozmiar/ jaki duży?

i tym optymistycznym akcentem ;-)

wtorek, listopada 09, 2010

kresówki

niniejszym oświadczam, iż czas w dzieciństwie spędzony na oglądaniu
chińsko-japońsko-portugalskich kreskówek NIE uważam za stracony. :-)

zazwyczaj i tak szkotów przyzywam okrzykiem/zawołaniem: cho no tu!

jak coś potrzebuję: to najczęściej wołam: hilfe, hilfe!

za to dzisiaj, żeby zyskać ich natychmiastową uwagę,
użyłam słówka zapamiętanego z kreskówek, czyli: AJUDO!

piątek, listopada 05, 2010

good morning, hi, hello

przychodząc do pracy witam się ze wszystkimi.
do chłopaków rzucam najczęściej- cześć i czołem,
ale zazwyczaj to ja pierwsza się witam.

dzisiaj:
chłopak: ooo, cześć!
ja: hmmm. cześć.
ja: hm, czego ode mnie chcesz?
chłopak: eee, no jak ty tak możesz...
ja: bo ciebie znam. nigdy nie lecisz pierwszy się witać, o ile czegoś nie chcesz....
chłopak: no bo.. to niepokojące ;-) ale coś faktycznie potrzebuję.
chłopak: bo to już tak, jak stare małżeństwo...
ja: SEKRETNE ;-)

* * *
dilbert się chowa, przy moich scenach z życia korpo ;-)