niedziela, października 31, 2010

i 52 książki.

i październik.

Lp. Autor Tytuł Ilość stron
1. terri paddock-odwyk,368
2. forsyth -negocjator, 406
3. forsyth -czwarty protokół, 395
4. forsyth -fałszerz, 412
5. forsyth -pięść boga t.1, 315
6. forsyth -pięść boga t.2, 316
7. forsyth -akta odessy, 299
8. forsyth -Upiór Manhattanu, 205
9. forsyth -weteran, 398
10. forsyth -mściciel, 415
11. forsyth -afgańczyk, 397
12. dan brown -zaginiony symbol, 622
13. follett ken- skandal z modiglianimn, 206
14. follett ken- tajemnicze studio, 78
15. follett ken- niezwykła para, 84
16. follett ken- papierowe pieniądze, 150
17. follett ken- klucz do rebeki, 398
18. follett ken- trójka, 432
19. deighton- winterowie, 515

suma stron: 4548
* * *
całość: 142 książki, 43202 stron..

zgubiłam

ostatnio mam znowu tendencję zwyżkową do gubienia różnych rzeczy.
dwa razy ( albo i trzy) zgubiłam czapkę- na szczęście, po cofnięciu się na miejsce zdarzenia,
udało mi się ją znaleźć ponownie.
to samo tyczy się szalika.
niestety- szczęście mi nie dopisało przy zgubieniu kolczyka w stokrotkę.
a właściwie stokrotki pół.

i choć teraz od kilku dni chodzę tą samą trasą średnio 3-4 razy dziennie, i gapię się pod nogi,
to widzę tylko liście, a stokrotki brak.

w ostatnim czasie odkryłam, że gdzieś po drodze w swoim życiu pogubiłam wiele innych rzeczy.
i że nie wszystkie uda mi się odzyskać- bo nie zawsze wiem,
kiedy i gdzie nastąpiło to zgubienie.

najbardziej mi chyba w tym momencie brakuje zgubionej zdolności fascynowania się różnymi sprawami.
nadal wiele rzeczy mnie zadziwia i zachwyca, a jednak brakuje mi takiej fascynacji, aż do zaparcia tchu.
a zupełnie nie mam pomysłu na to: gdzie szukać tej zguby.

* * *
zdjęcie z archiwum fotografii ze zdziwinonym zeberkiem

środa, października 27, 2010

objects in mirror...

objects in mirror are closer than they appear.

a rzeczy nie zawsze takie są- na jakie wyglądają.

a dzisiaj- po wieloletniej przerwie- tak sądzę,
że co najmniej po 5-6 letniej spotkałam johnny'ego.

i jeszcze dziwniejsze, i jeszcze mniej wyglądające wydają się ścieżki,
którymi poprowadził nas los.

wtorek, października 26, 2010

zdania

czasami są zdania, które zmieniają nasze życie.

czasami są zdania, które gdzieś usłyszymy w przelocie, a zostają w nas na długo.

jednym z takich zdań- wyniesionym z jakiegoś wykładu, była mądrość,
"iż w strapieniu nie należy podejmować żadnych decyzji".

na pozór- wydaje się być to oczywiste- bo przecież rozpacz, czy smutek zazwyczaj nie są dobrymi doradcami....

ale...

ale czasami wydaje się być łatwiejsze poddanie się po prostu smutkowi.
a czasem wydaje się, że podjęcie decyzji teraz już natychmiast- jest najlepszym wyjściem z sytuacji, że to nas wyciągnie ze szponów właśnie marazmu i jeszcze większych strapień.

przyznam- nie znam odpowiedzi na to pytanie.
kojarzy mi się to z innym zdaniem- że każdemu według jego potrzeb.

moim sposobem- jest najczęściej staranie się, aby nie dać się opanować strapieniu do końca.
co innego- w przypadku radości.

przyznaję, bardzo nie lubię czarnych myśli w mojej głowie, chociaż zdarza mi się z nimi przegrywać.
czasami staram się nie sięgać wzrokiem zbyt daleko, nawet nie próbuję dostrzec horyzont- bo nie wiem co zobaczę.
bałabym się zobaczyć ciemność, gdy tak bardzo potrzebuję światła.

czasem zastanawiam się, czy tam właśnie, poza horyzontem myśli i zdarzeń, nie leży przypadkiem noc ciemna wiary,
gdzie dalej czeka na mnie blask światła i jasność przeogromna.

tymczasem, trzymam się tego światła, które mam.
które jest mi bliskie, dostępne i pewne.
które wystarcza, bo od czasu do czasu- dać blask nawet oczom.

* * *
w ramach komentarzy do pewnych komentarzy i rozmów:
nie zasłaniam wszystkiego radością- za wszelką cenę.
bo czasem mimo starań- brak mi sił, i zwyczajnie odpuszczam.
i wtedy zdarza mi się wątpić w to, że po nocy przychodzi dzień.
są rzeczy, o których nie chcę mówić- i o nich nie opowiem.
przerwa od bloga, i innych różności była taką przerwą- o której powodach, efektach- nie opowiem.
chwilami mam wrażenie, że wróciłam za wcześnie.
a jednak: póki starcza mi światła,
póki jeszcze choć odrobinę światła widzę, póki blasku choćby w jednym oku
- to sobie tutaj pobędę.

poniedziałek, października 25, 2010

niektóre

niektóre rzeczy przychodzą w życiu za późno ;-)

takie jak: znalezienie po 3 latach kluczyka od rowerzykowego zapięcia.
;-)

* * *
prywatnie: znowu próbuję się nawrócić na bieganie.
kilka prób w tym kierunku uczynionych.
i nie spodziewałam się, że poczuję to, co poczułam.

piątek, października 22, 2010

czego robić nie należy

rzadko bywam na forumach.
ale ten wątek śledzę od lat: czego robić nie należy....

czasami miewam wrażenie, że ja bardzo robię właśnie to, czego robić nie powinnam ;-)

smart tip na dzisiaj:
NIE należy wdawać się w ploteczki
i żarciki,
i uzupełniać je cytatami z małej mi- ZWŁASZCZA kiedy rozmawia się z finem...

* * *
niestety ja...

rozmowy niedokończone

lubię różnego rodzaju rozmowy. także te niedokończone.

lubię ciszę, która zapada między myślami.

i słowa, co się wtedy panoszą.

i lubię takie podróże od portu słowa, do celu rozmowy.

ale najbardziej lubię ten czas, który upływa między rejsami,
gdy myśli i słowa się na wodach różnych kołyszą.

lecz nie da się wszystkich opowieści wyciągnąć w trakcie jednej wyprawy.
lubię jak zmierzch zapada nad kolejną opowieścią,
wiedząc, że ranek przyniesienie nowe słowa,
gdzie się ułożą w sekwencje, w jakich się nigdy wcześniej jeszcze nie spotkały.

czwartek, października 21, 2010

temu misiu

kto misiowi urwał ucho
no kto pytam cicho, głucho

nikt się jakoś nie przyznaje
może jechał miś tramwajem...

może upadł biegnąc z górki
może go dziobały kurki

może azor go tarmosił
urwał ucho nie przeprosił.

igła, nitka rączek para
naprawimy misia zaraz.

o już sterczą uszka oba
teraz nam się miś podoba.

* * *
;-)

środa, października 20, 2010

rozmowy niedokończone

z różnych względów lubię różne rzeczy.
chyba wręcz powszechnie znana jest moja sympatia do niemieckości.
w sensie języka, oraz ordungu.

a także z uwagi na niemiecki akcent w biografii.

i w ogóle miewam różne takie ;-)
o, mam choćby coś takiego, że szymborska jest dla mnie strawialna,
tylko i wyłącznie po niemiecku...

tutaj: fragment rozmowy z kamieniem:

ich klopfe an die tür des steins.
»ich bin's, mach auf.
laß mich ein,
ich will mich umschaun in dir,
dich einatmen wie die luft.«


* * *
nabrać życia jak tchu...
* * *
na zdjęciu ja, pracownia,
w tle shradta

wtorek, października 19, 2010

skąd się wzięło

otóż dzisiaj wyjaśnię skąd się wzięło zee-watt-a-NEH-ho

jak sama nazwa wskazuje ;-) jest to zapis fonetyczny jak powinno się wypowiadać: zihuatanejo.

a zihuatanejo- to pewne miasto w meksyku...

zihuatanejo jako takie jest ważne dla mnie- nie przez meksyk,
ale przez stephena kinga, tima robbinsa, morgana freemana-
czyli przez skazanych na shawshank.

przyznaję: że opowieść tę uwielbiam.

według mnie nie ma chyba piękniejszej opowieści o przyjaźni. i o nadziei.
o marzeniach, i o spełnieniach snów.
gdzie zihuatanejo to właśnie- słowo klucz- na myśli o wolności,
na wolne myśli,
na wolność w głowie i w nas samych

i że ja też mam nadzieję, że wiele rzeczy mi się uda,
i że mam nadzieję, że zihautanejo istnieje naprawdę dla każdego z nas.
i że ocean jest błękitny jak w snach
- to choć daleko mam do samego oceanu
- wchodzę w każdą napotkaną kałużę.

poniedziałek, października 18, 2010

gdy byłam mała

gdy byłam mała wierzyłam, że
moja niemiecka ciocia nie rozumie, a wręcz nie słyszy hałasu, który czynię ja,
bo przecież ja hałasuję po polsku.

gdy byłam mała wierzyłam, że
ta sama ciocia nie potrafi układać klocki domina tak,
by przewrócone ułożyły się w pewien wzór.

i choć w naszym domu częściej pachniało bzem i tulipanami,
niż konwaliami,
wierzyłam, że pewne rzeczy są takie, jak je sobie wyobrażałam,
jakie według mnie, i zgodnie z tym, co mówili mi rodzice być powinny.

a obecnie- co jakiś czas,
jak mi się wydaje, że już pewnej granicy zachowania, sposobu bycia przekroczyć nie można,
spotykam się z sytuacją, że ktoś pokazuje, że granicę można przesunąć jeszcze dalej.

czasami, jak patrzę z punktu przekonań jakie miałam będąc dzieckiem,
wydaje mi się, że ta granica została przesunięta poza horyzont,
że dawno już ją straciłam z oczu.

a tak wiele chciałabym po prostu widzieć.
mieć dobro w zasięgu ręki.

nadal: chcę się upierać przy zdaniu, że wierzę w ciebie- człowieku.

* * *
nadal mnie chwilami bawi jak ktoś eskaluje jakieś problemy.
do momentu, kiedy taka eskalacja mnie nie dosięga.

i choć to szalenie subiektywne: dziwi mnie,
że w takich sytuacjach nie wszyscy widzą spraw, tak jak widzę je ja.
albo, że nie widzą ich w sposób tak prosty jak prosto widziane być powinny,
gdzie biały jest białym, gdzie tak zawsze tak znaczy...
ja wiem, że temida ślepa jest,
ale przecież sprawiedliwość, rozwaga czy rozsądek- jedno oblicze mają...

sobota, października 16, 2010

kolorowo mi

jakiś czas temu przyznałam się do zachwycania się ilustracjami dla dzieci - autorstwa cicely mary baker
dzisiaj temat nieco poważniejszy ;-)

zważywszy, że jestem wielką miłośniczką haftu,
i haftować bardzo, ale to bardzo lubię
- i dodając do tego informację, że bywam zrywami bardzo ambicjonalna to....
... to zdarza mi się twierdzić, że nie ma rzeczy, której bym w hafcie nie zrobiła...

ale, ale - dzisiaj miało być nie o tym.
jak cicely mary baker- jest dla mnie niedoścignionym wzorem dla twórczości dziecięcej,
to tak team tylkowskiego z brygady ilustris.pl zachwyca mnie nie ustanie prostotą piękna.

kilka kresek, kilka kredek- i już się do nas z papieru kolorowy obrazek uśmiecha.
jak tutaj: zielona koniczyna- obowiązkowo czterolistna, jako zwiastun pogody i szczęścia.


albo- kolorowa kredka, podobna do tej, jaką czasem w kolczykach noszę,
dzięki której pomaluję twój świat.
albo- ty pomalujesz mój....



albo, taka hop-hopsasa kartka,
- projekt paweł loroch- oczywiście z ilustris.pl


* * *
oczywiście- z tych dzisiaj wymienionych najbardziej mnie zachwyca
druzgocąco piękny uśmiech z rana.
i tak- "robiłam" to kiedyś w hafcie ;-)
i tak samo, sobie od lat obiecuję, że zrobię taki haft i dla siebie,
że zawiśnie coś takiego, gdzieś, kiedyś tam- w moim domu.
w ramach ciągłego przypomnienia- żeby dzień zawsze uśmiechem zaczynać,
żeby z taką otwartością wyczekiwać każdej kolejnej chwili w życiu.

z tego miejsca i wam- takich druzgocąco pięknych uśmiechów o poranku życzę ;-)

piątek, października 15, 2010

zdarza się czasami

a i owszem, czasami zdarza mi się myśleć.

choć przyznaję, że najczęściej na zbyt wiele rzeczy reaguję impulsywnie,
i czasem (chyba) zbyt emocjonalnie.

i czasem przejmuję się rzeczami, na które nie mam żadnego wpływu,
a innym razem omijam szerokim łukiem kwestie, w które zdecydowanie powinnam się zaangażować.

co istotne- nie ukrywam, że kieruję się bardzo subiektywnie pojmowanym zen.
i na większość rzeczy patrzę sobie z mojego punktu widzenia.

na niektóre sprawy mam bardzo niski próg tolerancji,
(i na te reaguję strasznie bardzo mocno)
inne- z kolei- zupełnie mnie nie ruszają...

jak widać: po prostu blondynka ;-)

środa, października 13, 2010

instrukcja vol.2

i już drogą internetową dostałam prawa własności wg fretki.

czyli fretkowe spojrzenie na podejście do stanu posiadania.

1. jeśli mi się podoba, to jest moje
2. jeśli mam to w pyszczku, to moje
3. jeśli miałam to jakiś czas temu, to moje
4. jeśli mogę ci to odebrać, to moje
5. jeśli wygląda jak moje, to moje
6. jeśli jest to moje, to nie może być twoje.
7. jeśli widziałam to pierwsza, to moje
8. jeśli masz coś, i odłożysz, to moje
9. jeśli pogryzę coś, wszystkie kawałki są moje
10. jeśli to kiedyś było twoje, zapomnij o tym…
11. jeśli jest zepsute, to twoje
12. jeśli jest jadalne to zawsze jest moje

* * *
nadal twierdzę, że fretki są przeurocze ;-)

wtorek, października 12, 2010

instrukcja

swego czasu obiecałam, że napiszę instrukcję z obsługi fretek.

ale ale, zanim to nastąpi: małe wprowadzenie.
pierwsza fretka trafiła do mnie wiele lat temu- jako efekt pewnej rozmowy.
a dokładnie rozmowy z magdą, której to znajomi nabyli podówczas takiego potwora.
nasłuchawszy się opowieści- pierwsze co zrobiłam- pobiegłam do sklepu zoologicznego
( po drugiej stronie ulicy) żeby wyoglądać zwierzątko.

zobaczywszy je, z miejsca się zakochałam, stwierdziłam, że aj luv fretki, że #musthave,
że w życiu bardziej uroczego stworzenia nie widzialam,
i czegoś aż tak bardzo stworzonego do drapania za uszkiem.

ależ byłam niemądrym misiem....

już pierwsze dni z ogonem pod wspólnym dachem nauczyły mnie wielu, wielu rzeczy.

oto przykładowe:
- fretka doskonale wie, czego jej nie wolno- jeśli nie wolno jej wchodzić do kuchni-
to przynajmniej ustawi się tak, żeby przynajmniej łapkę na terytorium kuchennym postawić....
- fretka doskonale wie, czego jej nie wolno- i jeśli zostanie zauważona na niecnych zabawach,
na pewno NIE usłyszy, że jest wołana....
- kosz na śmieci to JASKINA SKARBÓW
- każde jedzenie, które znajduje się na horyzoncie (bliższym lub dalszym) należy ukraść.
(rekordem było, jak zuza, po grzejniku wlazła na parapet, by ukraść naleśnika)
- w cudzej misce ZAWSZE jest fajniejsze jedzenie (zwłaszcza w misce psa)
- nie ma szafki, do której nie dałoby się wejść
- jedną z najciekawszych zabaw jest kradzenie skarpet i chowanie ich za/pod tapczanem
- i w ogóle budzenie pańci, przez przejechanie mokrym i zimnym nosem
ma mniej więcej 1000 pktów do fun
- tudzież obudzenie pańci przez uszczypnięcie ząbkami dużego palucha u nogi- też jest wysoko punktowane
- kwiaty w doniczkach to twój WRÓG
- jeżeli fretka przebywa z pańcią na biwaku, i w ogólnie pojętym plenerze- koniecznie,
ale to koniecznie musi spać co najmniej na kocyku.
chociaż mile widziane jest udostępnienie fretce fotela/leżaka.
- jednym z najpiękniejszych miejsc na ziemi dla fretki jest plaża- no bo tyyyyle piasku,
w którym wszystkie zabawy są dozwolone...
- zimą fretka nie przejdzie ani kroku- jeśli ma tylko w zasięgu wzroku sanki...

więcej mądrości fretkowych sobie jeszcze przypomnę,
i pewnie co jakiś czas będę dorzucać kolejne.

dodam, że fretki są zwierzętami bardzo charakternymi- i właściwie każda wyróżnia się czymś innym.
np. misiek- był tak mądrym ogonkiem, że nauczył się chodzić przy nodze jak pies,
więc na spacerach rzadko wymagał smyczy,
a z kolei zuza była stworzeniem wybitnie kieszonkowym- i podróżowała zazwyczaj w czyjejś kieszeni.
(razu pewnego nawet na spacery wychodziła z dziadkiem, siedząc w kieszeni jego kamizelki)

lubię na fotelu ♥ ....

lubię na fotelu ♥ ....

cdn.
prosimy nie regulować odbiorników ;-)

czwartek, października 07, 2010

ciągle

ciągle coś się dzieje,
ostatnio same zmiany,
w międzyczasie nadal staram się czytać książki.

powinnam też zacząć się przejmować różnymi rzeczami,
a jednak się nimi zupełnie nie przejmuję.

kilka wyborów za mną- zdroworozsądkowych,
a jednak powoli, spokojnie i w swoim tempie- ten rozsądek doganiają powoli uczucia.
myślę, że to będzie dobry czas.

ostatnio przeczytałam pewne książki - o podobnej tematyce.
i jak jedna z nich była tylko taką lekturą lekką,
druga- niby temat podobny- a opowieść przejęła mnie do głębi.

co będzie dalej- zobaczymy...

no. 3

scena z życia korpo.

mamy nadać przesyłkę z PL do FR.
dokładnym adresem przeznaczenia (tego francuskiego) dysponuje j.

a więc jakby nigdy nic- ślę do j. maila z zapytaniem.
czekam jedną godzinę, drugą... i nic.
zero reakcji. no null, zero.

zatem każą mi wydzwonić j.
dzwonię i dzwonię.
odbiera koleś z korpo, do którego przynależy j.

i ja z tekstem:
- że jak, że dlaczego- j. nadal nam nie odpowiedziała na maila,
że przecież ta przesyłka musi wyjść z PL teraz już natychmiast.

kolo odpowiada: bo j. nie pracuje teraz.

ja: jak to??
- że jak to nie pracuje? my pracujemy a j. nie?
że dlaczego??

wtem koleś na to:
bo u nas jest 22:30....

...
smart tip: w australii jest INNA strefa czasowa.
niestety ja...