czwartek, września 30, 2010

no. 2

scena z życia.

wycieczka do kina na salt.
(miesiąc wcześniej- dokładnie w tym samym gronie byliśmy na incepcji).

wychodzimy z kina.
ja: ale jednak incepcja lepsza.
k.: no właśnie! chłopaki w klubie mówili, że byli ostatnio na takim fajnym filmie.
ja: na jakim?
k.: na incepcji. ponoć fajna rzecz...

k. to jak widać osoba: która nie tylko miewa problemy z poznawaniem znajomych,
ale i zapamiętywaniem filmów. ;-)
według k. ścieżka dźwiękowa ze stawki większej niż życie brzmi w przybliżeniu tak: czymczymczymczym

środa, września 29, 2010

no. 1

scena z życia korpo.

jaką odpowiedź można uzyskać na maila:
potrzebna jest nam jeszcze informacja o powierzchni apartamentów.

odpowiedź:
częściowo płytki, częściowo parkiet.

...

wtorek, września 28, 2010

projekt 52 ksiązki: mode on

i wrzesień.

Lp. Autor Tytuł Ilość stron
1. onichimowska- samotne wyspy i storczyk, 127
2. onichimowska- żegnaj na zawsze, 145
3. onichimowska- trudne powroty, 131
4. onichimowska- bliscy nieznajomi, 151
5. harris robert- enigma, 367
6. onichimowska- hera moja miłość, 160
7. onichimowska- lot komety, 192
8. chmielewska- klin, 232
9. chmielewska- autobiografia t.1, 317
10. chmielewska- autobiografia t.2, 295
11. chmielewska- autobiografia t.3, 317
12. chmielewska- autobiografia t.4, 341
13. chmielewska- autobiografia t.5, 287
14. przybylska ewa- dotyk motyla, 148
15. Susanna Kaysen- przerwana lekcja muzyki, 160
16. Audrey Niffenegger - zaklęci w czasie, 500
17. Jodi Picoult- bez mojej zgody, 439
18. Jodi Picoult- jak z obrazka, 359
19. carroll- czarny koktajl, 155
20. carroll- cylinder heidelberga, 168
21. coben harlan- nie mów nikomu, 352
22. coben harlan- bez pożegnania, 414
23. coben harlan- jedyna szansa, 415
24. coben harlan- tylko jedno spojrzenie, 398
25. coben harlan- niewinny, 415
26. coben harlan- w głębi lasu, 416
27. coben harlan- zachowaj spokój, 448
28. melvin burgess- ćpun, 286
29. jonathan carroll- upiorna dłoń, 210

w sumie: stron 8345

oraz w sumie: 123 książki
i w sumie: 38654 stron


stay tuned ;-)

środa, września 22, 2010

a na półce zamieszkał słoń

moja przygoda z książkami zaczęła się wiele lat tamu.

nie będę opowiadać przygód związanych z samą nauką czytania, dość, że pełnoprawnym
czytelnikiem stałam się w wieku lat sześciu, dostając kartę czytelnika w bibliotece.

i tak od tamtej pory trwa ten mój romans ze słowem pisanym.

dotychczas- na moją półkę z książkami trafiało praktycznie wszystko
- co miałam zamiar przeczytać,
- co zdarzyło mi się przeczytać, i w danej chwili mi się podobało
- co powinnam była przeczytać…
i właściwie tych powodów można by podać bez liku, i różnych przyczyn,
dla których takie a nie inne książki u mnie się znalazły.

i przyznaję, przez długi czas- ogrom posiadanych przeze mnie książek zupełnie mi nie przeszkadzał.
aż chyba do momentu gdy odkryłam, że z rzeczy, które miałam zamiar przeczytać
- i był to ptasiek whartona, od momentu zakupu leżał na półce, i nawet nie był wyjęty z folii.

w łaściwie najtrudniej mi było zaprowadzić porządki właśnie w książkach.

bo książka to jest takie coś, co nie dotyczy tylko nas, ale według mnie jest przedmiotem
mającym większe konotacje z emocjami osoby, niż choćby torebka,
czy pamiątka z podróży.

książka jest nadzieją i zachętą do swoistego spotkania. spotkania z bohaterami,
z ich losami, nadziejami, a także, spotkaniem z naszym wnętrzem.
bo to jak odbierzemy dane słowa, które sekwencje słów nas zachwycą,
jest już kwestią indywidualną.

lubiłam myśleć sobie, że oto, jak będę mieć wolny wieczór,
albo przydarzy się jakaś kolejna deszczowa sobota, to oto zasiądę sobie w fotelu,
z kubkiem gorącej herbaty, i pochylę się nad jakąś nową lekturą.
albo doczytam sobie jakieś informacje, z dzieła naukowego, na które zazwyczaj brakuje mi czasu,
bo nie jest ta wiedza związana z moją pracą,
a jednak, chciałabym to wiedzieć.

zawsze uważałam, że powinno się starać spróbować dotknąć różnych rzeczy.
bez tego- tak naprawdę- nigdy się nie przekonamy, czy coś lubimy, czy też nie,
nie lubię zbyt często czynić założeń a priori- stąd i na przykład znalazł się swego czasu na tej półce podręcznik do botaniki ( tak naprawdę botanika jest jedynym działem biologii, który mnie interesuje).

przyznaję, że na samym początku pomysł ograniczenia, czy w ogóle jakiegoś uporządkowania biblioteki mnie ogromnie przerażał.
strasznie bardzo mocno.

wydawało mi się bowiem, że to będzie oznaczało, że czynię definitywny rozbrat
z własnymi planami, oczekiwaniami, a nawet wręcz marzeniami,
- że pozbawiam się tej magii kryjącej się w słowach…

przyznaję, że początki były trudne…
choć chyba dlatego zaczęłam od uporządkowania podręczników ze studiów-
i np. podręczniki do przedmiotów, które po prostu zdałam dla samego zdania
- spokojnie oddałam do uczelnianiej biblioteki.
potem przyszła kolej na przedmioty- na które dotychczas brakowało mi czasu
- i zostawiłam sobie kilka najważniejszych rzeczy, na które mam plan,
żeby je w ciągu najbliższego pół roku przeczytać.
jeśli mi się nie uda- to pewnie też oddam do biblioteki.

najtrudniejszym krokiem było uporządkowanie rzeczy, które miałam zamiar przeczytać,

właśnie dla uzupełnienia zwykłej wiedzy, dla sprawdzenia, czy naprawdę są takie straszne,
albo dla uzupełnienia wiedzy- powiązanej z dawnymi zainteresowaniami.

przyznaję, że zostawiłam dużo rzeczy sentymentalnych, kilka książek z dzieciństwa,
bez których nie umiem się obejść, mimo tego, że już do nich nie wracam.
ale lubię myśl o tym- i wspomnienie tego, co swego czasu dała mi ich lektura.

co będzie dalej?
nie wiem.
nie mam najmniejszego pojęcia.

chociaż mam nadzieję, że za jakiś czas, mimo tego, że bez wątpienia przyjdą nowe książki,
uda mi się jednak zachować pewne zen i harmonię.

gdy teraz patrzę na tak w sumie ogołocone półki, w porównaniu z tym, co było kiedyś,
myślę sobie, że to jest początek jakiejś nowej epoki.

i że choć nie ma na nich wielu książek, które stały jeszcze kilka miesięcy temu,
to i tak sądzę, że wbrew pozorom potrzebny był mi ten krok.
wiem, że kilka książek wróci za jakiś czas.
wiem, że na tyle chcę poznać pewne rzeczy, pewne sprawy, że wrócą.
* * *
i ktoś mógłby zapytać- czy wobec tego nie mogły poczekać?
odpowiem, że nie.
bo to takie nie-czekanie jest też lekcją dla mnie samej, na uporządkowanie pewnych rzeczy, pewnych myśli.
jest lekcją opanowania różnych słabości, próbą opanowania też różnych nieraz zbyt impulsywnych działań.
i jeśli coś teraz wróci, to wiem, że wróci właśnie wtedy- kiedy ku temu będzie czas, pora i miejsce.

i tak naprawdę, już nie mogę się doczekać, takiej siebie,
takiego wieczoru, czy deszczowej soboty, kiedy ten czas będę mogła specjalnie
i w sposób wybrany poświęcić choćby na lekturę tej botaniki.
albo owego ptaśka whartona.

a tymczasem na półce, w tak zwanym międzyczasie zagości pewien słoń.
i muszelka przywieziona znad morza

poniedziałek, września 20, 2010

chciałabym...

chciałabym umieć wiele rzeczy.
przede wszystkim chciałabym umieć pewne rzeczy określać w sposób jasny i zdecydowany.

choćby umieć powiedzieć która pora dnia jest moją ulubioną.
wrocław lubię o poranku. pragę o zmierzchu,
a wszystkie miejsca, które odwiedzam- staram się przede wszystkim zwiedzać także nocą.

od zawsze zresztą powtarzałam, że uwielbiam noc, nocne spacery,
nocną ciszę, oraz czasem nocny szum.
inaczej pachnie nocą nawet jazda tramwajem...

a tymczasem...
kiedyś nie wyobrażałam sobie siebie bez czegokolwiek w kolorze czerwonym,
dzisiaj uważam, że ten kolor jest za bardzo rzucający się w oczy,
że owszem, czerwona babcina chusta tak, ale resztę poproszę w wersji stonowanej.

kilka miesięcy temu sądziłam, że podjęłam pewną decyzję,
z kategorii zdecydowanych i konkretnych, czemu głośno przyklaskiwał tg.
a jednak- z biegiem czasu okazało się, że ani decyzja tak naprawdę nie została podjęta,
ani przesłanki nie były takie, jakie nam się wydawało, że są.

czasami patrzę na siebie z boku, i nie widzę w sobie osoby dorosłej.
cały czas zdarza mi się mówić, że dorośli to, czy dorośli tamto.

bo czasami mi się wydaje, że dorosłość jest odległa ode mnie o lata świetlne,
kiedy nawet czasem trudno mi się zdecydować,
czy płatki na śniadanie zjem z jogurtem truskawkowym, czy z brzoskwiniowym....

czwartek, września 16, 2010

poniekąd prywatnie

ostatnio znowu mam pomysł na czytanie książek seriami.
właściwie w miarę możliwości staram się tak czynić zawsze- że jak w coś wchodzę,
to już lecę te tomy po kolei i do końca.
co jest przydatne zwłaszcza przy seriach w stylu harrego pottera,
czy choćby woukowych wichrach i wojnach
- bo wtedy mam ciągłość historii, losów bohaterów.

inaczej się to ma- w przypadku- gdy jako serię traktuję całą twórczość jakiegoś autora.
bo czasem zdarza się, że jakąś rzecz mam już przeczytaną 6 razy,
a inną wcale...
i potem w przypadku serii za bardzo nie wiem jak to rozwiązać.

taki dylemat i dramat pytań pojawił się u mnie ostatnio np. w odniesieniu do twórczości fredericka forsytha.
no bo np. akta odessy czytałam już kilka razy, a w chwili obecnej nie mam na nie nastroju.
więc, chyba po prostu przeskoczę do fałszerzy... to się jeszcze okaże,
bo póki co uprawiam czytanie różnych innych książek.

ale, ostatnio, nie tylko z uwagi na postcrossing, ale i inne nastroje,
coraz poważniej kusi mnie pochylenie się nad carrollem (jonathanem).

w końcu nawet nabyłam ramę, żeby sobie oprawić w nią mega wielki jonathanowy poster ;-)

a tymczasem do moleskine'a trafił taki oto jonathanowy cytat:

nie ma znaczenia, czy w to wierzysz, czy też nie.
niech wszystkie dobre rzeczy spotkają tych, którzy dają posłuch.
- cudowne albańskie opowieści

wtorek, września 14, 2010

time of changes. zen.

za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś,
niż tego, co zrobiłeś. więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań...
..złap w żagle pomyślne wiatry. podróżuj, śnij, odkrywaj.

mark twain

* * *

w ostatnim czasie dopadło mnie znowu zapalenie ucha,
tak, że odechciewało mi się wszystkiego.
przerażało mnie nawet myślenie, że wypadałoby choćby zacząć pakować książki przed przeprowadzką.
przyznaję, w pierwszej chwili- na tę przeprowadzkową zmianę zareagowałam gromkim hurra,
po czym mi przeszło.
co zadziwiające- łatwiej mi było jakoś się ogarnąć i zebrać do przeprowadzki,
gdy miałam więcej rzeczy, więcej książek...
bo wtedy skrzykiwało się parę osób, robiło małą rewolucję, i już.
tym razem, przy tak ograniczonym stanie posiadania- widzę, że całość pakowania należy do mnie.
no i to- w połączeniu z uchem- przerastało mnie niezmiernie.

doszłam też do etapu, że stwierdziłam, że chyba wyrosłam z postawy:
na złość mamie odmrożę sobie uszy.
i przy drugim zapaleniu ucha w tym roku- już teraz zaczęłam nosić czapkę.
( w moim przekonaniu w miarę gustowną, w której jeszcze jako tako wyglądam...
ale co mi tam, wolę już nawet wyglądać źle, a mieć spokój z uszami)

poza tym dużo się dzieje w kwestiach prywatnych.
znaczy to jest tak- że z jednej strony dzieje się dużo, z innych wręcz przeciwnie.
jeszcze pół roku temu, pewne perspektywy wyglądały zupełnie inaczej-
i chwilami nawet wręcz zachęcająco,
obecnie sobie myślę, że jakże mogłam widzieć w nich cokolwiek tak zachęcającego.

jak zwykle wydarzyło się też trochę rzeczy, które postawiły mnie na głowie.
mój świat, moje pomysły i moje wyobrażenia.
i myślę sobie, że do pewnych rzeczy nigdy nie nabiorę dystansu.
mimo wszystko zawsze będzie mnie dziwić, że pewne rzeczy, pewne osoby- zawodzą.
myślę sobie, że to przecież jest tak, że czasem zawodzę ja.

i teraz myślę sobie, że nawet takie zadziwienia są w życiu potrzebne.
nawet zawody.
potrzebna jest czasem taka równowaga, taka, gdy ślepa temida dzieli los.

środa, września 08, 2010

zachwycenia #1

jedne z najpiękniejszych ilustracji/ obrazków jakie widziałam.

i niestety spotkałam się z nimi po raz pierwszy w wiedniu,
co chyba dało mi dużo do myślenia w sensie mojej niedoszłej kariery jako artysztka
(lub tfurca ;-))

autorka: cicely mary baker


(dodam, że cicely baker jest autorką nie tylko tych ilustracji,
ale także- każdy elfik ma swoją własną rymowankę,
stworzyła nawet specjalny album z alfabetem z tymi elfami)